niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 6



Podsumowując cały weekend zleciał bardzo szybko. Całą sobotę myślałam o Luke'u i Anthonym, a pół niedzieli ćwiczyłam. Resztę czasu również zastanawiałam się nad tym wszystkim, w końcu jest to zbyt dziwne i bardzo nieprawdopodobne. Nie mam pojęcia, dlaczego mogliby chcieć mi pomóc. To niedorzeczne, nie znaliśmy się wcześniej, opcja dalekiej rodziny tez odpada. Ludzie tak po prostu nie pomagają w takich kłopotach, tym bardziej członkowie gangów czy czegoś podobnego.

Może kiedyś uda mi się poznać odpowiedź na moje pytania? Skoro on chce mi pomagać, musze go jeszcze spotkać. Któryś z nich na pewno napatoczy mi się jeszcze. Wystarczy poczekać jakiś czas. Chyba. W końcu podnoszę się z łóżka i zakładam uszykowane dresy. Robię kitka , wcześniej wciągając koszulkę. Sięgam z szafki słuchawki i telefon. Idę jeszcze skorzystać z toalety i zmyć poranne oznaki zaspania. Kończę przygotowania , gdy wychodzę z domu. Wraz z pierwszymi dźwiękami Maps zaczynam swój codzienny maraton. Obieram taką samą trasę jak zawsze , przez park. Biegnę tak dłuzej niż zwykle nie potrafiąc wyzbyć się z myśli towarzyszacych mi od zbyt długiego okresu. Piosenka pomaga mi się odstresować. Następną poznaję już po kilku pierwszych nutach Lost Stars. Z uśmiechem na twarzy skręcam w bok postanawiając zwiększyć trochę trasę. Mam jeszcze całkiem dużo czasu , a nawet jak się lekko spóźnię na lekcje to nic się nie stanie, skoro biegi pomagają mi się odstresować. Po pewnym czasie łapie mnie lekka zadyszka i postanawiam zawrócić. Parę metrów za sobą zauważam już niestety znaną mi twarz Luke'a.

Cóż za okazja , do cholery! Postanawiam skorzystać i go zaczepić. Blondyn jak gdyby nigdy nic biegnie, jego twarz nie wyraża żadnych emocji.

- Cześć?-unoszę obie brwi , gdy jestem obok niego.

On nie reaguje, prawdopodobnie przez słuchawki w uszach. Zirytowana łapię go za rękę.

Jego brwi wędrują w górę,kiedy wyciąga biały przedmiot z uszu.

-Czego?

- Chciałam z tobą porozmawiać.- tłumaczę temu przemiłemu chłopakowi.

-Nie widzisz, że nie mam czasu?

- Nie. To powiedz kiedy.-cofam dłoń mając nadzieję , że nie ucieknie.

-Może sformułuje to inaczej. O czym chcesz rozmawiać? - Łagodnieje sięgając z kieszeni IPoda.

- O bardzo wielu rzeczach.-przyznaje.- Potrzebuję odpowiedzi.

-Na odpowiedzi musisz poczekać Maya - mówi powoli - na razie im mniej wiesz tym lepiej śpisz.

- To chociaż jedną , dobra? Muszę wiedzieć, bo ...bo to mnie przytłacza.-wzdycham.

-Dowiesz się w swoim czasie. Zrozum, te sprawy lepiej zostawić dorosłym.

- Pierdolony dorosły się znalazł.-warczę po chwili i ruszam do domu. Ma mnie za dziecko? Dobra. Niech mu będzie.

-Twoja psychika sobie z tym nie poradzi! Już teraz ledwo dajesz rade!

- Tylko dlatego , że nie chcesz mi powiedzieć!-odkrzykuję.

-Bo lepiej, jeśli będziesz normalnie wychodzić z domu!

- I tak będę wychodzić! Ty po prostu nie chcesz mi powiedzieć!-krzyczę , odwracając głowę przez ramię.

-I tak nie zmienię cholernego zdania, rozumiesz? To nie jest gra której stawką jest parę funtów. Tutaj stawką jest twoje życie i za każdy nieodpowiedni ruch możesz zapłacić najwyższą cenę. Tego chcesz?

- Wiesz ...teraz wydaje mi się , że tak było by łatwiej...-dochodzę do kolejnego wniosku , a złość ucieka. Taka jest prawda. Gdyby mnie nie było wszyatko wyglądało by lepiej.

-Dasz się zabić jak matka, za głupotę ojca? Pomyśl sensownie. Nie jesteś nawet pełnoletnia, przed tobą jeszcze w chuj życia.

- Skąd wiesz o mamie?-pytam słabo.

-Wiem o tobie więcej niż myślisz. I właśnie dlatego sądzę, że nie możesz się poddawać, bo pomoc jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy, że będziesz słuchać.

- Nie będę słuchać kłamcy.-zapewniam, starając się opanować poszczególne emocje.

-Nie znasz mnie i nazywasz kłamcą? - Prycha

- Może właśnie dlatego tak cię nazywam. Skąd wiem , że nie kłamiesz , że nie masz jakiegoś chorego planu? Okłamujesz mnie , gdy nie mówisz prawy, a ty cały czas nic nie mówisz!

-Bo wiem, jak przeżyłaś śmierć matki. Wyobraź sobie, że trochę w życiu już przeszedłem. Cały "chory plan" polega na pomocy dziewczynie, która nie ma się do kogo zwrócić o nią. Ale śmiało. Nazywaj mnie jak chcesz. Kłamca, psychopata, zabójca, nie wiem. Wymyśl coś. Oceniaj po okładce. Znasz moje imię, nie moja historie. Sądzę, że nie ma sensu kontynuować tej rozmowy.

- Też tak myślę.-zgadzam się i szybkim biegiem udaję się w drogę powrotną.

Spowrotem jestem już po chwili. Prysznic pomaga mi zmyć z siebie nerwy, jednak ubieram się nadal bez uśmiechu. Maluje się dość szybko. Sięgam torbę i z kuchni zgarniam dwa batony- moje śniadanie. Zakluczam za sobą drzwi i ruszam do szkoły. Otwieram jednego z łakoci i zjadam go po drodze. Papierek chowam spowrotem do torby. Wchodzę na angielski , rzucając 'przepraszam' i zajmuję swoje miejsce. Jedynie piętnaście minut lekcji zdążyło minąć. Wyciągam zeszyt i notuje to co jest zapisane na tablicy. Nie jest tego wiele , na moje szczęście. Temat jest nudny i czas ciągnie się wolno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz