Odpuszczam bieganie. Tłumaczę sobie , że wczoraj zrobiłam podwójny dystans i wstaję trochę później. Wolno przygotowuje się do wyjścia. Pakuje jeden kołozeszyt do torby - tyle wystarczy w razie ewentualnych notatek, jabłko, batona zbożowego oraz wodę. Związuję włosy i wychodząc wyciąga klucze , by zamknąć drzwi. Nie spieszy mi się na pierwszą lekcję, angielski. I tak znając życie będziemy oglądać juz teraz jakiś film. Koncówka roku to najgorszy z okresów. Chodzi się tylko dla obecności, a połowa lekcji to filmy lub coś takiego. Mogli byśmy mieć już wakacje. Wzdycham, gdy wchodzę do klasy,a moje przemyślenia okazują się prawdą. Nawet nie przepraszam za spóźnienie, bo nie ma sensu. Dopiero teraz dociera do mnie, że miejsce przede mną nie jest zajęte przez Megs, a Alexa. Wzrokiem szukam dziewczyny , kiedy siadam. Kiedy jej nie znajduje domyślam się, że jest po.prostu nieobecna. Poczekam godzine , a potem do niej napiszę. Patrzę na wyświetlany film i staram się domyślić o co w nim chodzi. Nie jest to łatwe biorąc pod uwagę, że ominęło mnie dziesięć minut. W końcu , z nudów, zaczynam obgryzać paznokcie. Do dzwonka nie zorientowałam się o czym to było. Przechodzę do kolejnej klasy, a kiedy wychodzę wpadam na Megs.
- Zaspałaś.-śmieję się do niej.- Albo wagary. Nie ładnie , .M.
-Miałam spotkanie - uśmiecha się szeroko. Dobra , mogłam się domyślić.
- Z kim?
-Zajebisty brunet! I chyna coś z tego będzie, ale nie na długo - stwierdza patrząc na paznokcie
- Chociaż imię znasz?- marszczę nos.
-Shane - cmoka
- Fajnie.-kiwam głową i powstrzymuję śmiech.
-Coś ciekawego mbie ominęło?
- Tak!- kłamię.- Ale najlepsze przed tobą!
-Co?
- Ja.- pokazuję ząbki.-Ja jestem przed tobą.
-Skoro tak twierdzisz... - Śmieje się - Okay.
- Czas na francuski .- informuję po dzwonku.
-Najgorszy przedmiot jaki może być - Krzywi się, a ja Wywracam jedynie oczami. ruszamy do sali..Miejsce przede mną znów zajmuje Alex, a za mną Elyar. Uznam , że to przypadek. Wieszam torbę na krześle i siadam.
Nauczycielka spóźnia się pięć minut, co nie jest zbyt zaskakujące. W ramach przeprosin włączy film.-informuje. Zakrywam twarz dłonią. Oczywiście jest on w języku obcym, więc nie wszystko da się rozumieć. Bynajmniej do takiego wniosku dochodzę po 8 minutach. Brunet odwraca się do mnie przodem.
-Wyjdź z klasy, Maya - mówi dość poważnie.
- Czemu? -unoszę brwi zdziwiona.
-Bo zaraz będziemy tu mieć towarzystwo. - po tej odpowiedzi oczy mi się powiększają. Przecież nikt normalny nie wtargnie tak po prostu do szkoły pełnej ludzi. - Luke czeka na ciebie na tyłach szkoły. - to nie jest pocieszające , stwierdzam podnosząc się. Podchodzę do nauczycielki i pod pretekstem ojca czekającego na parkingu z torba na ramieniu opuszczam klasę. Nerwowo rozglądam się przez całą drogę , którą pokonuję szybko. Serce bije nienaturalnie szybko. Blondyn stoi oparty o auto, wiec idę do niego.
-No nareszcie. Wsiadaj - poleca, a ja Wykonuję polecenie natychmiast. rusza z piskiem opon. Zapinam pas dla własnego bezpieczeństwa.
-Od razu ostrzegam, że do domu cię nie odwioze.
- Nie?- głos mam cichy i jestem na siebie za to zła.
-Tam by Cię dorwali, poza tym twój ojciec jest w mieszkaniu.
- A jeśli to jego dorwą?-przenoszę spojrzenie na kierowcę.
-To nie na nim spoczywa wyrok śmierci - przypomina - Miej w tym momencie na niego wyjebane tak jak on na ciebie. Da sobie radę.
- Luke Hemmings...-zaczynam po chwili.
-Nie dawało ci to spokoju? - Śmieje się
- Może.-wzruszam ramionami.
-Nazwisko Anthonyego tez poznałaś?
- Pracuje nad tym.-mrużę oczy.
-Jego nazwisko to Ladao. Tada - cmoka, a potem skręca pod jakiś dom.
- Znam o tobie jeszcze kilka faktów.- chwalę się.
-To znaczy?
- Jeździsz na wyścigach, blondyn, kolczyk w wardze, podobno masz tatuaże , przysto...sowany.-zmieniam końcówkę, bo to słowa Megs.
-Czyli to co wiedzą wszyscy. liczyłem na coś więcej.
- Przeliczyłeś się.-posyłam mu przesadny uśmiech. Wysiada i czeka aż zrobię to samo. Wolno otwieram drzwi i jeszcze wolniej wystawiam nogi. Wydostaję się.
-Więc... Witam u mnie - mówi, kiedy jesteśmy już w środku.
- Mieszkasz tu. Wiem już więcej.-bez zaproszenia zaczynam zwiedzać.
-To, gdzie Mieszkam to tez nie odkrycie. - ponownie nie odpowiadam. Pierwszym pomieszczeniem okazuje sie byc kuchnia. Nowoczesna, czarno-biała. Przesuwam wzrokiem po wnętrzu jeszcze raz i idę dalej. Sypialnia. Tutaj dominuje szarość ścian, do tego czarne meble. Potem jest salon i toostatnie pomieszczenie jakie mam ochotę zwiedzać, bo i tutaj nie jest zbyt kolorowo. Siadam na białej kanapie.
- Jesteś daltonistą?!- pytam go krzykiem,bo nie wiem, gdzie jest.
-Dlaczego niby?! - Odkrzykuje, a moment później jest juz w pomieszczeniu - daltonisci nie mają praw jazdy.
- Może jeździsz bez?-przechylam głowę w bok.
-Ten dokument akurat posiadam.
- Czy dany dokument jest zgodny z prawem?-jedna brew idzie w górę.
-Moje prawo jazdy, paszport, wiza oraz dowód osobisty są wydane na prawdziwe dane, nie podrobione.
- Wiza?-zaciekawia mnie ta sprawa.
-Potrzebna, żeby dostać się do Stanów. - wywraca oczami - Liczysz, że opowiem ci teraz całe moje życie?
- Na całe chyba nie mamy czasu.-tym razem ja cmokam i zdejmuję buty.
-Musiała byś się postarać, żeby poznać choć trochę - Rusza w stronę pomieszczenia, w którym Jeszcze nie byłam.
- Za ile mnie odstawisz?- kładę nogi na kanapie.
-Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, wieczorem.
- Myhym...- wyciągam z torby batonika i odpakowuję go.
-Gdybyś teraz nadal siedziała w szkole właśnie byś natknęła się na niezbyt ciekawe towarzystwo. - Wraca do salonu.
- Jakie?
-Między innymi tego, który pocial ci rękę, albo tego który próbował ci się dobrać do majtek - opiera się o ścianę.
Za to ja odwracam wzrok na swoje nogi.
- Aha.- kontynuuje jedzenie.
-Musisz teraz szczególnie uważać, Maya.
- Mówiłeś już to.- wywracam oczami trochę zła.
-Chwila nieuwagi i Będziesz płacić za ojca. Albo Cię zabija, albo zmusza do prostytucji.
- Rozumiem!-irytuję się,bo w oczach mam łzy.
-Chcesz coś do picia?
-Nie - Burczę
- Jak będziesz się wkurwiac to nic ci nie pomoże.
-Ta...-zgniatam papierek i chowam go do torby.
-Nie rób tak.
- Ty mi zabronisz? -kpię.
-Lepiej, żebyś się ze mną dogadywala. - Radzi
- To nie zależy tylko ode mnie.-przypominam.
-Masz okazję, żeby zadać parę pytań. - Siada na fotelu obok. Dłuższą chwilę siedzę cicho , zastanawiam się nad tym.
- Dlaczego to robisz?
- W sensie?
- Z jakiego powodu mnie...chronisz?
-Mam swoje prywatne powody, okay? Nie sądzę, że to istotne.
- A ja sądzę , że tak.
-Wyglądasz identycznie jak moja cholerna siostra, okay?! - milczę w odpowiedzi. To najwyraźniej drażliwy temat.
-Jeśli musisz pytać, to nie o nią. - Podnosi się.
-Przepraszam, Luke - przymykam oczy.
-Przestań, Grey - kiwam jedynie głową -Dopiero miałaś tyle pytań a na razie zadałaś tylko jedno - zmienia temat.
- Masz broń?
- Tak.
- Taką prawdziwą? A pozwolenie?-wyjmuję butelkę wody.
-Jasne, pewnie, że mam - mówi sarkastycznie. Przygryzam wargę.
- Ty cały czas jesteś gdzieś blisko?
-Nie cały czas. Zazwyczaj jest to Anthony albo Alex i Elyar.
-Muszę oddać Anthony'emu bluzę.-akurat sobie przypominam-Mieszkasz tu?
-Wcale nie powiedziałem tego na początku.
- No , eh, mogłeś powiedzieć , że tu mieszkasz tylko dlatego , żebym nie wydała twojego prawdziwego adresu ludziom,którzy są na ciebie źli.
-Każdy zna ten adres. Poza tym komu byś mnie miała wydać? - Śmieje się
- Nikomu. Nie wiem.-uśmiecham się lekko.
-No właśnie. Zdążyłem poznać cię zbyt dobrze.
- Jeszcze mogę cię zaskoczyć.-prycham
-No, jasne... - upijam dużego łyka wody i wolno zakręcam butelkę. -Nic cię już nie męczy?
- Dlaczego już nie przychodzą?
- Po pieniądze? W tym momencie właśnie po nie są, a poprzednim razem kiedy mieli po nie być... Powiedzmy, że wydarzyło się coś, co ich zatrzymało.
- Nie żeby mi to przeszkadzało.-zaznaczam.
-Coś Jeszcze?
- Nudno tu.-zwieszam głowę.
-Jak w Każdym domu.
- Ehh...- wyciągam z kieszeni telefon.
-Obejrz sobie telewizję czy coś. Właśnie. Nie wysyłaj żadnych wiadomości do nikogo - poleca - i nie dzwon.
- Matko...-jęczę.- Z internetu mogę korzystać?
-Wolałbym nie.
- Wiesz, chyba usnę.
-Pokój gościnny jest po lewo od sypialni. - Rzuca przed wyjściem
Chyba kpisz. Już po chwili rzucam się na jego łóżko. Wygodne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz