niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 8



Budzę się w swoim łóżku, co dziwne bo nie przypominam sobie powrotu do domu. Chyba, że nigdy z niego nie wychodziłam, a ostatnia akcja to był sen. Zamykam za sobą łazienkę i zaczynam poranną toaletę od prysznica. Zrzucam z siebie piżamę i wchodzę pod strumień ciepłej wody. Na gąbkę nalewam minimalną ilość żelu a potem wolnymi, kolistymi ruchami myję całe ciało. Następnie owijam się w ręcznik i zgarniam z szafy ubrania. Po założeniu ich, rozczesuję włosy. Nie maluję się mocno, stosuję tylko podkład i tusz - więcej mi się zwyczajnie nie chce. Na dół schodzę z torbą i postanawiam zjeść śniadanie. Mleko wstawiam do mikrofalówki, a potem wsypuje płatki do miseczki. Leniwie zjadam przygotowany posiłek, nie za bardzo chce mi się ruszać z domu jednak motywacja, że to już ostatnie dni działa. Potrzebuję się wyspać, a dwa miesiące wolne temu sprzyjają. Zakluczam dom i tym samym chodnikiem co zawsze, kieruje się do szkoły. Po uprzednim podłączeniu słuchawek włączam piosenkę, którą niedawno pobrałam, czyli Plain White T's - Hey There Delilah. Utwór jest spokojny i wpada w ucho. Kilka minut później zaczyna się 'Sugar' i uśmiech sam wpływa mi na usta. Po przekroczeniu bramy szkoły chowam sprzęt do kieszeni. W klasie zauważam Megan i już na pierwszy rzut oka widzę, że nie najlepszego humoru. Zajmuję swoje miejsce i odwracam się w jej stronę. Całą swoją uwagę skupia na wyświetlaczu czarnego Sony.

- Cześć?

- Hej - odpowiada dopiero po chwili, nadal skupia się na swoim telefonie. Wywracam oczami i znudzona wracam spojrzeniem na tablicę, nauczyciela nadal nie ma. Zaczynam analizować poprzednie dni w myślach.

- Vinny'ego dzisiaj nie będzie - informuje przyjaciółka.

- Czemu?

- Nie wiem dokładnie.

- Aha... -rzucam i podpieram twarz na dłoni, a łokieć na stoliku. Zapowiada się nudny dzień. Jednak nuda nie jest taka zła patrząc na niedawne wydarzenia, mogłaby zawitać na dłużej. Zaczyna się lekcja. Nie interesujące mnie powtórzenie. Nikomu jak zwykle nica się nie chce, bezsensowna męczarnia. Mogła bym jeszcze spać, a nie być tutaj i nic nie robić. Żałuję, że nie zostałam w domu. Za to mam plany na jutro. Został tylko tydzień roku szkolnego, więc mogę zluzować. Nieobecności i tak nie są już spisywane. Miło będzie mieć wolne od nauki. Lekcja ciągnie się nie miłosiernie. Z dzwonkiem wychodzę z sali po czterdziestu pięciu minutach katuszy. Następna godzina nie zapowiada się lepiej. Fizyka nie należy do moich ulubionych przedmiotów, znając życie i tak obejrzymy jakiś film. Tak też się dzieje - nauczyciel włącza film edukacyjny i w ten oto, bardzo ciekawy sposób, spędzam drugą lekcję. Decyduję, że zerwanie się z trzeciej będzie odpowiednie. Megan już teraz poszła, Alex i Elyar również zniknęli z mojego pola widzenia. Nic nie stoi na przeszkodzie. Ze słuchawkami w uszach idę do wyjścia. Na wszelki wypadek wychodzę dziurą w płocie z tylu szkoły i przez park wracam do domu. Czuję na sobie czyiś wzrok. Cholerne przeczucia nigdy się nie sprawdzają. Lekko oglądam się przez ramię. Jakiś mężczyzna z kapturem na głowie idzie parę metrów za mną. Przez myśl przechodzi mi parę różnych scenariuszy. Żaden ni kończy się pozytywnie, wiec serce jeszcze bardziej przyspiesza. Zamiast zmienić piosenkę, piszę do Anthony'ego

'ktoś za mną idzie '.

' Co?! Kto? Gdzie jesteś?!'

'Koło sklepu spożywczego , dwie ulice od domu' odpisuje.




' Daj mi chwilę '

Zdenerwowana, przyspieszam trochę kroku. Dosłownie czterdzieści sekund później obok mnie staje czarne Audi, a kierowcę rozpoznaję jako Ladao'a. Nie czekam, żeby zająć miejsce pasażera, robię to od razu.

- Dlaczego ty do cholery w szkole nie jesteś!?

- Bo było nudno.-odpowiadam bez namysłu. - A ty?

- Nie chodzę tam. Powinnaś się trzymać Alexa bądź Elyara! - burczy zirytowany.

- Nie było ich.

-To dlaczego odpiera teraz do mnie piszesz?! - kolejny raz unosi głos.

- Nie krzycz na mnie!

-Jesteś głupia czy udajesz? Życie ci już nie miłe?!

- Może - odpowiadam rozdrażniona. i patrzę za szybę.

-Jeśli Elyara nie ma w okolicy powinnaś od razu dzwonić do mnie bądź Luke'a .

- Okay.

- Teraz są najgorsze dni, więc myśl trochę ! - zaciskam usta i ignoruje go - Chyba, że wolisz zginąć to powiedz to teraz.

- Śmierć albo twoje gadanie... -unoszę dwie ręce jako wagę i przechylam jedną szalę.- Bum. Śmierć.

- Zrozum, ze się staramy, ale bez twoich chęci do współpracy nic się nie uda.

- Lepiej, żebym się z wami dogadywała, tak?

- Dokładnie.

- Już ktoś to mówił.-prycham.

- Pozwól mi zgadnąć... Hemmings?

- Myhy.-mruczę pod nosem.

- Módl się, żeby nie dowiedział się, że żadnego z tamtej dwójki nie było przy tobie... - wzdycha.

- Jak mu nie powiesz to się nie dowie...

- Nie mam zamiaru go informować, sam nie chce mieć bagna - dopiero teraz zauważam, że nie jedziemy do mnie.

- Nadal nie rozumiem dlaczego to robicie. W końcu to nie jest normalne, że od tak sobie... Tak w sumie to to wcale nie jest normalne - marszczę nos, gdy dochodzę do tego wyniku przemyślenia.

- Nie jestem w stanie powiedzieć ci nic na ten temat, tylko Luke i Calum znają powód dla którego to robimy i jakoś mi to nie przeszkadza, nie mam zamiaru zachodzić Hemmingsowi za skórę, bo kiedy on się wkurwi, lepiej nie być w pobliżu.

- Czasem wygląda na strasznego, a czasem nie bardzo. Szczególnie jak się nie odzywa.

- Wkurwiony Hemmo równa się kłopoty, tyle mogę ci powiedzieć - wzrusza ramionami.

- Gdzie jedziemy?

- Do mnie. - odpowiada krótko. Opieram głowę na fotelu i wzdycham. Kiedy telefon Anthony'ego dzwoni, ten momentalnie przyspiesza szukając urządzenia. Zajmuje mu to parę sekund zanim przykłada czarnego Samsunga do ucha. - Tak? Jest ze mną. Rozumiem, nie musisz powtarzać. Nic jej nie będzie, Hemmimgs - gwałtownie skręca w bok - Nie mogę rozmawiać w tej chwili! - rzuca mi telefon na kolana - rozłącz - poleca sam kolejny raz zwiększając tępo. Podnoszę telefon i przeciągam czerwoną słuchawkę. Przez jego szybką i gwałtowną jazdę zmuszona jestem trzymać się siedzenia.

- Jedziesz tak z konkretnego powodu, co?-pytam zmartwiona.

- O okularach dla ciebie porozmawiamy później.

Mam ochotę mu się odgryźć, ale nie w takiej sytuacji. Patrzę na swoje nogi, bo to na i najodpowiedniejsze wyjście. Jeździmy tak dobre dziesięć minut i jak widzę przez okno nadal nie zbliżamy się do jego mieszkania. Coraz bardziej zaczynam się martwić i bać.

- Ja pierdole czy oni serio są wszędzie kurwa? - przeklina zirytowany - Wybierz mi numer Luke'a i włącz na głośnomówiący - dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że mówi do mnie. Drżącymi palcami dzwonię do Hemma.

- W końcu dzwonisz! Jesteście już na miejscu?!

- Nie - odpowiadam ja.

- Gdzie wy do cholery jesteście?!

- Mamy porządny ogon, Hemmings! -znów warczy Ladao.

- Jedź na obrzeża, tam gdzie zawsze. Już tam jedziemy.

- Zrozumiałem.- odpowiada,a potem domyślam się, że mogę zakończyć połączenie i tak właśnie robię. Wydaje się, że każdy kolejny jego ruch jest dokładnie przemyślany, a drogę zna na pamięć. Zaczynam oddychać szybciej. To się robi przerażająco poważne. Nerwy ponownie ogarniają moje ciało w całości. Gdybym została w szkole, może teraz by tego nie było... A może było by gorzej? Albo nie. Luke zapyta skąd mnie zgarnął i będzie wkurzony. Wtedy Elyar i Alex będą mieli problemy... Staram się powstrzymać łzy. W oddali widzę trzy samochody, a Anthony oddycha z wyraźną ulgą. Mocniej wbijam palce w siedzenie,bo wydaje mi się, że to będzie gorsza część dla mnie.







***







- Pilnuj jej do puki nie skończę rozmawiać z Alex'em i Elyarem - po głosie Luke'a nawet nie znając go najlepiej widzę, że jest bardzo zdenerwowany. Z trudem idzie mi przełykanie śliny, nie mówiąc już nawet o oddychaniu. Wracamy do samochodu niezbyt zadowoleni. Tym razem jazda jest spokojna. O wiele bardziej pasuje mi taka - pozwala mi się w jakiejś części uspokoić. Docieramy pod moje mieszkanie, a potem wysiadamy z pojazdu. Wygrzebuje klucze i otwieram drzwi, a następnie wchodzę do środka. Anthony zabiera mi pęczek z rąk i zamyka za sobą dom.

- Poczekaj tu chwilę, w razie co krzycz - poleca zaczynając sprawdzać mieszkanie. Wykonuje polecenie i nie ruszam się nawet o krok. Na górze słyszę trzask a potem wiązankę przekleństw wychodzącą z ust Ladao'a. Czy to możliwe, ze ktoś tam był?

- Chyba możesz się pożegnać z wazonem... - brunet wraca do mnie.

- Cholera. Idioto.-wyrzucam z siebie.

- No sorry no, nie moja wina, że spadł. No dobra, jednak moja, ale nie ważne. I tak już nic nie zrobię - wzrusza ramionami. Kręcę głową i wypuszczam powietrze z ust. Ulżyło mi. Brunet idzie do salonu i siada na kanapie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przechylam głowę w bok. Ta, czuj się jak u siebie.

- Hemmimgs będzie tu pewnie za jakieś pół godziny - mówi uprzednio wyciągając telefon.

- Po co?-krzywię się.

- Zgaduje, że chce z tobą porozmawiać na temat opuszczania lekcji i nie informowania go, kiedy zabraknie Alexa czy Elyara. Jest wkurwiony i dobrze to wiesz. Teraz on pracuje tylko nad tą sprawą, więc.. - wypuszcza głośno powietrze - kiedy jest nad czymś skupiony każdy minimalny błąd doprowadza go do szału.

- Super - komentuje piskliwym tonem. Super.

- Radzę się przygotować.

- Da się?

- W twoim przypadku tak - cmoka.

- Jak? - przenoszę na niego wzrok.

- Jakoś na pewno, nie pytaj mnie o to. Nie jestem tobą.

- Pomogłeś, serio.- zagryzam wargę i próbuje wymyślić jakieś dobre kłamstwo. Na szybko nie potrafię nic wymyślić, a to tylko jeszcze bardziej mnie drażni. Myśl, Grey.

- A jak mu powiesz, żeby przyszedł później bo śpię?

- Serio sądzisz, że Luke jest taki głupi? - jego prawa brew wędruję w górę.

- To pójdę sie kąpać. To normalne, a do łazienki mi nie wejdzie.

- Skoro tak sądzisz - ziewa wyraźnie znudzony.

- Nie pomożesz mi, tak?

- Znam go za dobrze i wierz mi, że takie gówna nie pomagają.

- Czyli nie ma sposobu, żeby nie był aż tak wkurwiony? -zaczynam chodzić od początku blatu do końca.

- Z mojej perspektywy - nie, nie ma. Ale ty jesteś dziewczyną, ciebie przynajmniej nie uderzy.

- Pocieszające - kiwam głową.

- A fakt, że ja tu będę można uznać za kolejny plus.

- Co ty na to żebym zwaliła wszystko na ciebie? - proponuje słodkim głosikiem.

- Popierdoliło cię coś ostro.

- Może nie będzie tak źle i nie ma powodu do nerwów - macham na niego ręką.

- Może - wzrusza ramionami. Siadam na krześle i zaczynam obgryzać paznokcie u prawej dłoni - A może nie.

- Już nie wiem kogo powinnam się bać bardziej.

- Jednak wydaje mi się, że pokrzyczy i mu przejdzie - zamiast odpowiedzieć, wkładam do ust następnego palca. - To idiotyczne.

- Zgadzam się - mówię niezadowolona.

- Ty jesteś niezadowolona, a to Alex i Elyar teraz dostają taki opierdol, że głowa boli. Jeszcze Huxley się wybroni, znajdzie jakąś wymówkę, Fox gorzej.

- To powiem, że sama wyszłam,a oni nic nie widzieli.

- Gdybyś mnie słuchała byłoby dobrze.- burczy.

- Właśnie cie słucham.

- On teraz z nimi rozmawia więc twoja wersja nic nie znaczy.

- Ah, no tak...

- Luke prawdopodobnie już wie wszystko - przewiduje.

- Może nie przyjedzie.

- Marzenia wcale się nie spełniają wbrew pozorom. - kolejny raz tego dnia wzdycha.

- W to ci mogę uwierzyć...

- Luke już jedzie - krzywi się patrząc na wyświetlacz telefonu.

- Jak udobruchać Luke'a?

- Mówiłem, nie mam zielonego pojęcia...

- To dupa.

- Sam bym chciał wiedzieć jak to zrobić - krzywi się Opierał łokcie na blacie. Pozostaje tylko czekać.

- Chyba powinienem się jednak zbierać - podnosi się.

- Ale z ciebie dupek! Zostawiasz mnie na pewną śmierć.-żalę się głośno.

- Cytuję 'Jadę właśnie do Mayi i lepiej żeby cię tam nie było'

- Idź, idź - poganiam - Zabije mnie bez świadków.

- Pomyśl tak. po cholerę by cię chronił jakby miał cię teraz zabić?

- No, ale krzyczeć będzie.

- Albo ma do ciebie sprawę i nie chce , żebym słyszał - wróży.

- Wróżka się znalazła? Życz mi powodzenia.

- Obrażam się!

- Jak chcesz...

- To ty mnie obraziłaś - krzyżuje ręce stając przede mną. Różnica wzrostu robi swoje, więc muszę unieść głowę do góry, żeby na niego spojrzeć.

- Wysoki to ty jesteś - marszczę nos.

- Wzrost nie jest ważny.

- Dobrze wiedzieć -zapewniam.

- Nawet mnie nie przeprosi, no suka - prycha odwracając się na pięcie. Otwieram usta ze zdziwienia.

- Głupi chuj.

- Masz zamiar się ze mną wymieniać wyzwiskami jeszcze?

- Możliwe.

- Jesteś tak wkurwiająca - wzdycha bezsilnie, a potem obejmuje mnie ramieniem i czochra włosy - ale i tak cię lubię.

- Fuj. Nie dotykaj mnie,bo cię walnę -w zaskoczeniu śmieję się .

- Dlaczego miałbym cię nie dotykać? Będę robił co chcę.

- Bo ci zabraniam, Ladao.

- Masz pecha, Grey.

- Lepiej idź, bo naskarżę Luke'owi. Serio.

- No dobra.... - klepie mnie po plecach, a moment później odjeżdża spod mieszkania. Zamykam drzwi tak jak on poprzednio. Łapie się za głowę. To jest dziwny człowiek, nie będzie łatwo go rozgryźć. Zaczynam żałować, że wyszedł. Sama muszę stawić czoło Luke 'owi. Z tego co wiem, jest wkurzony, więc będzie bardzo ciężko. Zapominam o tym,kiedy zaczynam przygotowywać jajecznicę. Gdy posiłek leży już na talerzu słyszę walenie do drzwi. Zagryzam wargę,gdy idę otworzyć. Przez wizjer sprawdzamy dla pewności kto to, twarz Luke'a nie wygląda na tak zirytowaną jak wcześniej. - Krótka piłka, wieczór spędzasz albo u mnie albo u Megan. Wybieraj.

- Anthony nie może być?- unoszę brew. Nie mam ochoty na gadanie z przyjaciółka.

- On ma już plany na wieczór.

- Uh. Szkoda.

- Najlepszą opcją byłaby Megan jednak...

- A nie mogę zostać tu?

- Nie, nie możesz.

- Wezmę rzeczy.-wzdycham i ruszam na górę. Nic? Żadnego opieprzu? Świetnie!

- Pospiesz się! - upomina, więc zgarniam tylko najpotrzebniejsze przedmioty i wracam. Zapach smażonych jajek nadal unosi się w powietrzu, a mój brzuch dopomina się o nie.

- Czyli wolisz mnie od Megan, tak?

- Oczywiście. Niestety dla ciebie.-uśmiecham się krzywo.

- To znaczy, że Elyar będzie cię pilnował u mnie, tyle - wzrusza ramionami - idź zjedz to.

- O, dzięki.- odpowiadam szczerze i z chęcią ruszam po posiłek - Chcesz też?

- Nie, dzięki.- staram się jeść szybko,żeby nie musiał czekać. Poza tym nadal boje się, że przypomni mu się, że miał na mnie krzyczeć. Dobrze, że u niego będzie Elyar, bo to dalej wyklucza opieprz i mniej się go boje niż Alexa. Zmywam po sobie talerz i wycieram dłonie. - Już.

-Daj mi swój telefon.

- Dlaczego?

- Bo muszę o czymś poinformować twojego ojca, a nie będę dzwonił ze swojego numeru bo może wykorzystać go na przykład na policji? - mówi, jakby to było oczywiste. Wyciągam IPhone'a z kieszeni i podaję mu bez słowa. Odblokowuje go bez brania kodu ode mnie i uprzednio zabierając moją torbę rusza do wyjścia.

-Halo? Nie, to nie Maya. Nie ważne, ważniejsze jest, że dzisiaj u ciebie pojawi się Irwin bez dobrych zamiarów, więc lepiej się przygotuj p... - nie jest mi dane usłyszeć reszty rozmowy. Po chwili zajmuje miejsce pasażera i zapinam pas.

- Masz - oddaje mi moją własność ruszając. Chowam go do kieszeni. Ciekawe czy zna wszystkie moje hasła? Mogę się zapytać, jednak nie wiem czy nie zirytuje go to pytanie

-Znasz wszystkie moje hasła?

- Nie wszystkie, tylko te potrzebne.

- Możesz widzieć moje wiadomości?

- Nie potrzebuje tego. - już więcej się nie odzywam. Patrzę na mijany krajobraz. Droga mija nam w ciszy. W końcu auto się zatrzymuje, a ja od razu wysiadam. Moment później jesteśmy już w środku.

- Odwiozłeś mnie wczoraj?-przypomina mi się.

- No, tak a co?

- A ja spałam?-marszczę brwi.

- Tsa...

- Cholera, bo nawet tego nie pamiętam...-mruczę do siebie i idę głębiej.

- Nie moja wina - zamiast odpowiadać zastanawiać się czy mnie tu nie chciał. Mówił, że lepiej u Megs, zostawia mnie z Elayarem, a wczoraj odwiózł mnie jak spałam.

- Jak mnie nie będzie musisz mieć cały czas telefon przy sobie w razie by coś się działo. nie obiecuje, że uda ni się pomoc twojemu ojcu.

- Co?-zatrzymuje się i natychmiast odwracam.- W jakim sensie...? Co?! Ty chyba nie masz na myśli, że oni g-go...-kończę w połowie, bo łzy goszczą mi w oczach.

-Wieczorem przechodzą po kolejną ratę, dlatego ciebie tam nie może być, a cholera wie co w głowie ma Irwin.

- O Boże...-szepczę, panikując. Zaczynam płakać, więc cofam się automatycznie w stronę sypialni. Zrobią mu krzywdę, a może, gdybym tam była to nie zrobili by mu nic wielkiego.

-Panika tu nie pomoże. po to tam jadę, żeby mu pomoc tak? - kiwam głową,ale nie odpowiadam, bo wiem jak bym brzmiała.

-Więc nie płacz ,tak?

- Uhum.- blondyn rusza do swojego biura. Wypuszczam wstrzymywany oddech i na siłę staram się nie łkać. Idę do pokoju gościnnego. Tym razem postanawiam nie przesadzać i nie zajmować jego łóżka. Kładę rzeczy, a potem siadam. Kilkanaście wdechów i wydechów później jest mi lepiej. Wycieram oczy, ale nie jestem spokojna. nie potrafię być spokojna. Nie w takiej sytuacji. Jest cholernie źle. W ani jednym procencie nie podoba mi się ta sprawa. Przestaję cokolwiek rozumieć, zaczynam się gubić. Przeczesuje dłonią włosy i zastanawiać się czy Hemmings ma coś na uspokojenie. Może później się go o to spytam. Z zamkniętymi powiekami jest mi łatwiej koncentrować się. Decyduje się położyć, jednak nie zasypiam. po prostu nie potrafię. Leżę tak dłuższy czas,nawet sie nie poruszam.

- Maya?!

- Tak?-chrząkam, bo głos mam zachrypnięty. Siadam prosto.

-Elyar zaraz tu będzie - blondyn wchodzi do ponieszczenia .

- Okay.-przenoszenia spojrzenie w przeciwny kąt pokoju.

- Chcesz herbaty czy coś?

- Nie. Dziękuję.

- W razie potrzeby jestem w sypialni .

- Okay, jasne. - odwraca się i wychodzi , dostrzegamy tylko oddalające się nogi. Kiedy kładę się tym razem, zakładam słuchawki i to pozwala mi zasnąć.




____________________________




2712 słów, wydaje mi się, że mamy rekord.
Tak jak wspominałam w notce, nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny rozdział. Zakładam okres około tygodnia a dwóch, jednak to tylko i wyłącznie moje założenia.
Stay tuned guys :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz