sobota, 20 czerwca 2015
Rozdział 4
Odkluczam drzwi i wpuszczam przyjaciółkę pierwszą do mieszkania.
Ściągam buty po zamknięciu drzwi.
Obie ruszamy na górę.
- O której to się zaczyna?-pytam , gdy jesteśmy w moim pokoju.
-Za półtorej godziny przyjdzie po nas Vinny - odpowiada siadając na łóżku.
Rzucam torbę przy drzwiach i zajmuję krzesło.
- W końcu weekend.-oddycham z ulgą.
-Czas się rozerwać - klaszcze w dłonie
Zaczynam się śmiać, bo wyścigi to od dłuższego czasu nasz największy wypad.
-Ty lepiej zacznij myśleć nad tegorocznym melanżem, w końcu osiemnastka wybija - szczerzy się
-Ty będziesz jeszcze niepełnoletnia, więc na co liczysz? - W odpowiedzi wybucha śmiechem. Staram się zachować powagę, ale nie wytrzymuję z tym długo.
-Mamy niewiele czasu na wyszykowanie ciebie, Grey - kręci głową i podchodzi do szafy.
-Tak mi wygodnie. -zauważam.- Ale działaj.
Zaczyna przeszukiwać moja szafę i wyciąga z niej czarną, krótką sukienkę. Czekam , aż znajdzie coś na dzisiaj, jednak ona zabiera się już za buty.
- Jednak nic?
-Co?- Unosi brew biorąc do ręki parę szpilek tego samego koloru co sukienka.
-E...Po co ci sukienka?
-Bo w to się ubierasz?
-Posrało cię?-unoszę brwi.
-Ty wiesz kto się dzisiaj ściga?!
-Nie.-wzruszam ramionami.
-Właśnie dlatego ubierzesz się tak bez zbędnych pytań.
-Nie ubiorę sukienki, bo ja ich nie noszę!
-Raz w życiu byś mnie posłuchała, to nie! Później będziesz żałować, że taka okazja przejdzie koło nosa! - zdenerwowana wraca do przeszukiwania szafy. Opieram łokieć o blat.
-A ty ?
-To załatwię na spokojnie, ubrania leżą w plecaku. Najpierw ty - wyciąga czarne rurki i biały crop top.
-Lepiej!-stwierdzam od razu.
-Nie...
-Tak, tak.-podchodzę do niej po ubrania.
-Za to z makijażem się nie kłócisz - stawia warunek.
- Nieee...-przęciągam, odchylając głowę.- Powiedz mi, po co?
-Czy ty zaczniesz mnie kiedyś słuchać?
- Nie umówiłaś mnie z nikim, nie?-robię się podejzliwa.
-Jeszcze nie, ale będą tam osoby które na pewno wpadną ci w oko.
- Matko, Megan! -zakrywam twarz dłonią.- Mnie jest dobrze tak jak jest.
-Zaufaj mi na słowo i idź się już przebrać!-grzecznie robię to co mówi. Za jakie grzechy?-śmieję się w duchu.
Przebrana pokazuję jej się.
-W sukience byłoby lepiej, ale tak też jest okay - stwierdza, a potem z plecaka wyciąga kosmetyczkę.
- Miałaś lalki jak byłaś mała?-pytam z czystej ciekawości.
-każda dziewczynka je miała - wywraca oczami i gestem ręki pokazuje mi, żebym usiadła
Znów wykonuję polecenie.
-Tylko ty zamiast z tego wyrosnąć , bawisz się teraz ludźmi. Mną dokładniej.
-Śmieszne - wywraca.oczami - Chcę, żebyś jakoś wyglądała, to źle?
-Czyli na codzień nie wyglądam jakoś?
-Dzisiaj chodzi o wyścigi, a ty pewnie założyła byś bluzę, swoją drogą, teraz kupujesz męskie? - wyciąga tusz do rzęs.
-Równie śmieszne! Nie rób ze mnie chłopaka, bo ja zrobie z ciebie lafirynde.-cmokam.
-Męskie bluzy zabiera się chłopakom, nie kupuje skarbie - robi to samo co ja i kiedy kończy zabawę z tuszem zabiera się za resztę. Właśnie! Bluza Anthonyego! Nie, nie myślę o tym.
- Długo jeszcze?
-Chwilę wytrzymasz.
Czekam , aż skończy. Oby nie przesadziła.
***
Pokonujemy ostatni zakręt, a moim oczom ukazuje się znajomy widok.
Niby znajomy, kojarzę budynek ale dzisiaj zupełnie inny. Masa ludzi i samochodów.
- Myślicie, że dostaniemy piwo?-wypalam.
-Jesteś głupia, jeśli Myślałaś, że nie - stwierdza V.
Dostaje kuksańca w bok, a po tym wywracam oczami. Nie mam ochoty dzisiaj się martwić.
-Patrz w stronę motorów. - Poleca Megs, więc szukam wzrokiem głównej atrakcji. Ruszamy właśnie w tamtą stronę. Naprawdę mam ochotę coś wypić.
Vinny oddala się od nas - Nie wnikam gdzie, bo po chwili chłopak znika między ludźmi.
-Podziwiaj, teraz startują najlepsi - podkreśla ostatnie słowo. Kręcę głową i szukam spojrzeniem kierowców.
Na moje oko nie ma tu nikogo specjalnego - Właśnie tak myślę, do póki nie zauważam Anthonyego, a przy nim blondyna z parku i jakiegoś mulata. Łapię się przyjaciółki. To już bardzo dziwne.
-Patrz - pokazuje w prawo - Alex i Elyar. Nowi, nieźli, co nie?
-Myhym.-rzucam na odczepnego.
-Coś się stało? - Słyszę obok ucha głos Vinny'ego.
-Nie?-potrząsam głową, a serce trochę przyśpiesza. Blondyn podaje nam piwa, a motocykliści ustawiają się na starcie. Z uśmiechem unoszę swoją butelkę do ust. Na początek się krzywię, nie piję dużo. Jeden z mężczyzn wysuwa się na prowadzenie, przez co M uśmiecha się szerzej. Skoro ona mu kibicuje... To ja zacznę drugiemu. Dla wyrównania szans. Wszyscy znikają tymczasowo z naszego pola widzenia. Upijam sporego łyka. Choćbym wróciła do domu upita, ojciec nie zwróci na to uwagi. To już najwyższy czas na alkohol. Połowa butelki znika już po chwili. Kiedy odwracam wzrok zauważam, że brunet który niedawno mi pomógł Przygląda się mojej twarzy. Spokojnie przekręcam się tak , by mu to utrudnić. Liczę, że mnie nie pozna, jeśli jeszcze tego nie zrobił. Czy ten wyścig już się skończył? Wszyscy nadal stoją jak stali, więc pewnie musimy czekać. To zaskakująco nudne, nie mam pojęcia co ludzie w tym widzą. Dopiero po paru sekundach na horyzoncie pojawiają się zawodnicy. Mrużę oczy , żeby lepiej widzieć. Potem wszystko dzieje się szybko. Motory przekraczają linie mety. Prędkość jazdy jest niesamowita! Adrenalina udziela się nawet mi. Po ściągnięciu kasku okazuje się, że zwycięzcą jest niebieskooki. Podchodzi do niego ta sama grupka, która towarzyszyła mu przed wyścigiem.
Ludzie wiwatują i wykrzykują słowa których nie rozumiem. To jeden wielki hałas. Sama również gratuluję okrzykiem. Moment później wszyscy schodzą z toru robiąc miejsce innym.
- To było super!-stwierdzam rozradowana.
-To było do przewidzenia - poprawia mnie Blondyn
- Przestań mnie pouczać!-śmieję sie.- Ja widziałam to pierwszy raz!
-Znając życie nie ostatni - cmoka ustami Megs.
- No.-ponownie unoszę butelkę do ust. Już nie jest takie złe.
- Zaraz wracam - V znów znika w tłumie
-Ciśnie go ?-unoszę brew na dziewczynę.
-Zamiast się nad tym zastanawiać zobacz kto idzie w naszą stronę
- Pójdziemy w przeciwną?-nie odwracam się. Nie Anthony, nie on.
-Ty pójdziesz ze mną - Nie znam tego głosu, a nie mam pojęcia czyja dłoń zaciska się na moim nadgarstku.
- Nigdzie nie idę!-zaprzeczam walecznie i próbuję wyrwać rękę.
-Wolisz zginąć tutaj? - M od razu znika gdzieś w tłumie - Pójdziesz ze mną czy tego chcesz, czy nie - ciągnie mnie w tył
Butelka wypada mi z dłoni. Błagam, nie znowu. Już nigdy więcej nie zgrzeszę!
-Odwal się!-krzyczę.
-Ucisz się, jeśli życie ci miłe. - przerzuca mnie sobie przez ramię i rusza dalej - Słuchaj, ja jestem ten dobry, na razie tyle ci wystarczy wiedzieć.
- Nie sądze , że ci dobrzy porywają przypadkowe dziewczyny.-burczę. Nie mam jak się wykręcić.
-Nie przypadkowe. I to nie jest porwanie, tylko pomoc, Grey. - Otwiera drzwi do samochodu i stawia mnie na ziemi, staje tak, że jedyne co mogę zrobić to wsiąść.
I tak zastanawiam się co zrobić.
- Ja cię nie znam.
-Ale Anthonego znasz. Zrozum do cholery, że jeśli w ciągu minuty stąd nie pojedziemy, będziesz w dupie! -po tych słowach wsiadam. Gorzej być nie może , nie? Blondyn rusza z piskiem opon.
- Wytłumacz mi to.-marszczę brwi.
-Później
- Chyba tak dobrze się nie znamy!
-Chcesz wysiąść i zginąć? Jak nie, to siedź chwilę cicho.- mówi zirytowany. Chwilę wytrzymam. Mogę go dokładnie obejrzeć. Blond włosy postawione są na żel. W jego wardze znajduje się kolczyk. Skórzana kurtka opina się na jego szerokich ramionach. Przechylam głowę w bok, kiedy jego telefon dzwoni. Nie zmniejsza prędkości patrząc na niego. Prawdopodobnie odrzuca połączenie. Rozmyślam nad jego wiekiem. Na pewno nie ma osiemnastu lat, to widzę na pierwszy rzut oka. Strzelałabym na dwadzieścia cztery. Kiedy zatrzymujemy się gwałtownie domyślam się, że jesteśmy na miejscu. Dobra, teraz łapie mnie strach.
-Wysiadaj - poleca otwierając mi drzwi. Wydostaję się z auta.
Teraz mam dwa wyjścia: uciekać, albo iść z nim. Gorsze jest to, że nie chce mi się biec. Zostaje mi "zaufać" mu. Kieruję się za nim.
-Za dwie do trzech godzin wrócisz do siebie - informuje
-Jakiś ty łaskawy.
-Kurwa, Maya próbuję ci pomoc. To co masz na ręce to wyrok śmierci. Twój ojciec jest po uszy w gównie, a ty na tym ucierpisz. Chcesz, idź. Nie musisz przyjmować mojej pomocy!
-Jak chcesz mi pomóc to to cofnij.-prosze słabym głosem, ściskając wspomnianą rękę.
-Wolisz słuchać kłamstw?
-Nie...
-Więc powiem Ci coś, czego on nie odważy się wspomnieć. Ma w chuj długów, co się z tym wiąże, problemów. Nie ma pieniędzy na spłatę, a kiedy będą ci coś robić odwróci się, bo ważne, że to nie on cierpi. -po chwili przemyśleń stwierdzam, że on to wie. Taka jest prawda, ale nie będę płakać.
-Więc przyjdziesz moja pomoc bez zbędnego pierdolenia?
- Jak masz na imię?
- Luke
-Dziękuję, Luke.- Domyślam się, że naprawde jest za co. Może się odczepi?
-Jeszcze nie masz za co.
-Za to, że za jakiś czas mogę wrócić do domu.-marszczę nos.
-Myślisz, że mam po co cie tu trzymać? Uwierz mi na słowo, że teraz musisz mieć oczy dookoła głowy dzięki ojcu.
-Ale to nie moja wina.
-Rodziny się nie wybiera. - Sumuje, a ja uśmiecham się krzywo.
-... A spierdolic życie najlepiej potrafią najbliżsi - dodaje ruszając w stronę jakiegoś pomieszczeniau
Nie wiem co mam zrobić, więc tak stoję.
***
Auto zatrzymuje się pod moim domem. Otwieram drzwi, żeby wysiąść.
-Cześć.-rzucam i ruszam do celu tej podróży.
-Uważaj na siebie! - Tymi słowami mnie żegna, a potem odjeżdża.
W środku zdejmuję buty. Podczas wchodzenia na górę piszę do M.
' Masz przejebane, słońce.'
' odjechałaś z największym przystojniakiem z wyścigów i jeszcze narzekasz?!'
' Zostawiłaś mnie z nim! ' Po odpisaniu zmywam makijaż.
'też byś to zrobiła na moim miejscu' Wciągam piżamę i idę do łóżka.
'nawet nie wiesz ile się działo' wysyłam.
Przytulam się do poduszki i po kilku dłuższych chwilach, bez odczytywania odpowiedzi, zasypiam.
Rozdział 3
Budzi mnie dźwięk alarmu. Jęczę, wyłączając go. Leniwie unoszę głowę i wstaję. Idę do łazienki tylko po to , aby przebrać się w piżamę. Nie mam na nic siły, więc wracam do łóżka. Ojciec i tak nie zwróci uwagi na to, czy opuszczę dom. Nieobecności się jakoś usprawiedliwi. Wtulam twarz w jeszcze ciepłą poduszkę. Dzisiaj czwartek, więc na wyścigi idziemy dopiero jutro. Jeszcze na chwile zamykam oczy, jednak nie mogę zasnąć.
Siedze w łóżku rozmyślając nad wszystkim. Czy blizny, które mam na ręce, gwalciciel i ten brunet, który mi pomógł są ze sobą jakoś powiązani?Mam dość tych niemiłych niespodzianek i dziwnych ludzi. Wolę nudne życie i mam szczerą nadzieję, że już niedługo do takowego wrócę.
Odczuwam głód , więc się podnoszę, a następnie ruszam na dół. W kuchni przygotowuje sobie herbatę i kanapki.
Tyłek usadzam na kanapie w salonie.
Włączam telewizor w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Upijam łyka i zostawiam urządzenie. Avengers. Chyba czwarty raz zaczynam oglądać ten sam film. Dokładnie wiem jakie wydarzenia będą, scena po scenie, mimo tego uwielbiam ten film. Niedługo ma być druga część, przypominam sobie. Jestem pewna, że pójdę na nią do kina.
Jedzenie i picie znikają podczas reklam, które są definitywnie za długie. Szybko odnoszę naczynie i wracam , by zobaczyć końcówkę.
Kiedy film się kończy decyduje się pójść po koc. Otulam się nim , jakbym siedziala w kokonie. Tak jest przyjemnie i cieplutko.
Mój telefon wibruje informując o nowej wiadomości.
Piszę do Megs 'Źle się czułam. Ominęło mnie coś?'
' Jak na razie jedna lekcja z nowymi '
Wywracam oczami z uśmiechem. ' Może zagadaj : D'.
'Trzeba by było ich zobaczyć kiedyś na przerwie! Pomiędzy lekcjami nie ma szans ich znaleźć -.-'
'Uciekają przed tobą chyba.' żartuję , siadając.
'I już ich nie ma w ogóle! ' - taka wiadomość dostaje po pięciu minutach.
Odpisuję , gdy udaje mi się zejść ze schodów. 'Jakieś zapowiedziane sprawdziany?'
'Z Chemii, Poniedziałek.'
Nauczę się, taką mam nadzieję. Jeśli się nie uda - po prostu opuszczę te lekcje. Po coś wymyślili poprawy i drugie terminy.
Trzeba się ruszyć, myślę ziewając.
Nie za bardzo mam siłę i ochotr, żeby to robić.
Ciągle zastanawiam się nad zmianą decyzji, ale lenistwo wygrywa.
Wzdycham, padając na kanapę jak długa. Odwracam twarz w stronę telewizora. Denny film ,którego nie rozpoznaję, a pilot leży za daleko. Jednak jak się nie pozbieram od razu to cały czas mam trudnosci ze zrobieniem tego. Dzień wolnego był bardzo dobrym pomysłem. Z nudów już o piętnastej wchodzę do wanny. Dzisiejszy dzień to definitywnie tylko relaks. Dużo płynu do kąpieli sprawiło, że otula mnie piana. Wychodzę dopiero, kiedy skóra na palcach marszczy się. Następnym krokiem jest maseczka. Po zmyciu jej rozczesuję włosy. Wieczorem tak jak przez cały dzień nie robię nic wartego uwagi
Siedze w łóżku rozmyślając nad wszystkim. Czy blizny, które mam na ręce, gwalciciel i ten brunet, który mi pomógł są ze sobą jakoś powiązani?Mam dość tych niemiłych niespodzianek i dziwnych ludzi. Wolę nudne życie i mam szczerą nadzieję, że już niedługo do takowego wrócę.
Odczuwam głód , więc się podnoszę, a następnie ruszam na dół. W kuchni przygotowuje sobie herbatę i kanapki.
Tyłek usadzam na kanapie w salonie.
Włączam telewizor w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Upijam łyka i zostawiam urządzenie. Avengers. Chyba czwarty raz zaczynam oglądać ten sam film. Dokładnie wiem jakie wydarzenia będą, scena po scenie, mimo tego uwielbiam ten film. Niedługo ma być druga część, przypominam sobie. Jestem pewna, że pójdę na nią do kina.
Jedzenie i picie znikają podczas reklam, które są definitywnie za długie. Szybko odnoszę naczynie i wracam , by zobaczyć końcówkę.
Kiedy film się kończy decyduje się pójść po koc. Otulam się nim , jakbym siedziala w kokonie. Tak jest przyjemnie i cieplutko.
Mój telefon wibruje informując o nowej wiadomości.
Piszę do Megs 'Źle się czułam. Ominęło mnie coś?'
' Jak na razie jedna lekcja z nowymi '
Wywracam oczami z uśmiechem. ' Może zagadaj : D'.
'Trzeba by było ich zobaczyć kiedyś na przerwie! Pomiędzy lekcjami nie ma szans ich znaleźć -.-'
'Uciekają przed tobą chyba.' żartuję , siadając.
'I już ich nie ma w ogóle! ' - taka wiadomość dostaje po pięciu minutach.
Odpisuję , gdy udaje mi się zejść ze schodów. 'Jakieś zapowiedziane sprawdziany?'
'Z Chemii, Poniedziałek.'
Nauczę się, taką mam nadzieję. Jeśli się nie uda - po prostu opuszczę te lekcje. Po coś wymyślili poprawy i drugie terminy.
Trzeba się ruszyć, myślę ziewając.
Nie za bardzo mam siłę i ochotr, żeby to robić.
Ciągle zastanawiam się nad zmianą decyzji, ale lenistwo wygrywa.
Wzdycham, padając na kanapę jak długa. Odwracam twarz w stronę telewizora. Denny film ,którego nie rozpoznaję, a pilot leży za daleko. Jednak jak się nie pozbieram od razu to cały czas mam trudnosci ze zrobieniem tego. Dzień wolnego był bardzo dobrym pomysłem. Z nudów już o piętnastej wchodzę do wanny. Dzisiejszy dzień to definitywnie tylko relaks. Dużo płynu do kąpieli sprawiło, że otula mnie piana. Wychodzę dopiero, kiedy skóra na palcach marszczy się. Następnym krokiem jest maseczka. Po zmyciu jej rozczesuję włosy. Wieczorem tak jak przez cały dzień nie robię nic wartego uwagi
Rozdział 2
Ubrana schodzę na dół, po jabłko a potem tradycyjnie ruszam do szkoły. Zjadam owoc po drodze. Ogryzek wyrzucam już w koszu, który znajduje się na terenie szkoły. V. klepie mnie w plecy, gdy podchodzi.
- Siema Maya!
- Cześć - odpowiadam.
- Wiesz, że cię cenię, nie?
- Co jest? - unoszę brew, mógłby się w końcu nauczyć walić prosto z mostu.
- Umiesz na biologię...?-patrzy na mnie błagalnie.
- Ze ściągami tak, bez nich niezbyt...
-Podpowiadaj mi, proszę!
- Widzieliście nowych?!-krzyczy Meggie od drzwi.
- Nie było okazji - cmokam.
-Dozgonną wdzięczność.-odpowiada chłopak.
- Gorące chłopaki to są.-informuje ona.
- Skoro tak twierdzisz - wywracam oczami. Megs zawsze miała wręcz odwrotny do mnie gust.
- Mają być na wyścigach, idziemy?
- Ja jestem na tak - mówię od razu, przyda się jakaś odskocznia od ostatnich wydarzeń. Patrzą na mnie zdziwieni. Chłopak wzrusza ramionami i idziemy na lekcje.
***
Ruszam chodnikiem do domu. Z pracy klasowej będzie minimum trzy. Musi być, skoro połowę spisałam ze ściągi. Co jak co, ale ten nauczyciel do bystrych nie należy. Nawet udało mi się pomóc Vinny'emu. Skręcam w stronę domu. Jeszcze tylko kawałek i będę mogła odpocząć. Żadnych zapowiedzianych sprawdzianów nie ma. Kiedy ktoś próbuje mnie wciągnąć w jakąś uliczkę zaczynam uciekać, jednak wiele mi to nie daje. Parę metrów dalej zostaje zaciągnięta tam siłą. Wyrywam się, a serce mi wali. Co się dzieje?! Zostaje przyciśnięta do ściany. Uderzam napastnika na oślep i wołam pomocy, a ten zasłania mi usta.
- Siedź cicho mała kurwo - syczy Oczy mi się powiększają ze strachu. Tym razem kopię.
- Do cholery, Grey! Przestań się ruszać, albo zginiesz marnie, rozumiesz?! - rozrywa moją koszulkę.Zna mnie! Skąd mnie zna?! Myśl, pojebańcu, że cię posłucham! Ciąglę się szarpię. Muszę uciec.Zadaje mi siarczysty policzek, a potem wyciąga nóż.Zaczynam płakać. Zabije mnie!
- Siedź cicho! - wrzeszczy a nóż podsuwa pod moje gardło. Oddycham z trudem. Boję się nawet drgnąć. Jak to możliwe?!Kiedy próbuje posunąć się dalej, ktoś go odpycha.
Nie ma na co czekać!-krzyczy do mnie mój własny mózg.
Ruszam biegiem.
- Hej!-ignoruję to wołanie, ale wacham się. Góra mojego ubrania jest w strzępach. Trzęsę się.- Zatrzymaj się! Jakiś wewnętrzny głos kłóci się z myślami. Staję w miejscu i się odwracam.- Nic ci nie zrobił? - podbiega do mnie brunet, dość wysoki.
Kręcę głową na nie i obejmuję się.
- To akurat dobrze. Odprowadzić cię?
- Nie musisz.-odzyskuję głos.
-Dziękuję.
- Nie ma za co - uśmiecha się lekko - i tak to zrobię.
Jak ja teraz muszę wyglądać?! Jak jakaś dziwka, zapłakana i w rozdartym ubraniu. Odwracam od niego wzrok.
- Właśnie! jaki ze mnie idiota - drapie się po głowie - Anthony jestem. Prawie się uśmiecham i kiwam głową, a on ściąga swoją bluzę i podaje mi ją. Po chwili ją chwytam. Znów dziękuję, pomrukiem. Zakładam na siebie pachnący materiał.
-Teraz się zgodzisz, żebym cię odprowadził?
-To twoje hobby?-pytam słabo i ruszam. Przekonały mnie te brązowe oczy.
-Po prostu lubię pomagać - wzrusza ramionami Chodzący bohater?
- Jestem wdzięczna.-zapewniam. Bardzo.
-Nie masz za co, serio. Tylko nie płacz, okay?
- Okay. Tobie nic nie jest?
-Jestem profesjonalistą, skarbie - śmieje się, a ja marszczę brwi.
- Dorabiasz tak czy coś?
-Dowiesz się w swoim czasie - odpowiada, a parę kroków dalej stajemy - pod domem
-Co?-dziwię się.
-Do zobaczenia, Maya! - Mówi oddalając się.
-Cześć.-ruszam do drzwi. Czekaj.- Czekaj!- Krzyczę, jednak on tylko przyspiesza kroku i znika za budynkami. On też mnie znał? Jak to? Mam jego bluzę... Gubię się w tym wszystkim. Potrójnie zmęczona wchodzę do domu. Ruszam schodami na górę i rzucam się na łóżko. Wkopuję się pod kołdrę i tak zastygam. Wykończona zasypiam bardzo szybko.
Rozdział 1
Z lekkim trudem, równo z budzikiem, podnoszę się z łóżka. Podchodzę do szafy, żeby zabrać z niej ubrania - dresy i koszulkę. Idę umyć zęby i ubrać się. Gotowa ze słuchawkam w uszach zbiegam na dół. Ojciec jak zwykle lata po domu w poszukiwaniu prawdopodobnie jakichś papierów. Wracam myślami do incydentu sprzed dwóch dni i łapię się plastra na ręce. Zbywam go tak jak on mnie. Czas zacząć trening. Zakładam buty do biegania, a potem wychodzę na dwór. Włączam ' She will be loved' i kieruję się do parku. Obieram tą trasę co zawsze. Nie jest ani za długa, ani za krótka. Idealne rozgrzanie mięśni i sposób na dobrą figurę, w końcu chyba każdej kobiecie na takowej zależy. Truchtem przebiegam koło placu i okrążam go, aby ruszyć w drogę powrotną. Wzrok skupiam na jednej z ławek tylko przez chwilę, jednak o chwile za długo. Wpadam na kogoś.
- przep...nic ci nie jest?
-Nie, nic - odpowiada wiążący sznurówki blondyn.
-To dobrze.-kiwam głową i wkładam do ucha słuchawkę , która wypadła.
Kiedy się podnosi, korzystając z okazji mierze go wzrokiem, wysoki - stwierdzam od razu. Blondyn, przystojny. Odwracam spojrzenie, gdy natrafiam na niebieskie oczy. Ponownie kiwam głową, nie wiem dlaczego i zaczynam kontynuuować bieg, tym razem już w stronę domu. Całą drogę myślę o tamtym chłopaku. Biorę chłodny prysznic i szybko szykuję się do szkoły. Gotowa znów opuszczam mieszkanie. Zachaczam o sklep i idę chodnikiem. Przed wejściem jak zwykle czekają moi przyjaciele - Megs i Vinny.
- Cześć.-witam się i w tym momencie dzwonek oznajmia pierwszą lekcje.
***
- przep...nic ci nie jest?
-Nie, nic - odpowiada wiążący sznurówki blondyn.
-To dobrze.-kiwam głową i wkładam do ucha słuchawkę , która wypadła.
Kiedy się podnosi, korzystając z okazji mierze go wzrokiem, wysoki - stwierdzam od razu. Blondyn, przystojny. Odwracam spojrzenie, gdy natrafiam na niebieskie oczy. Ponownie kiwam głową, nie wiem dlaczego i zaczynam kontynuuować bieg, tym razem już w stronę domu. Całą drogę myślę o tamtym chłopaku. Biorę chłodny prysznic i szybko szykuję się do szkoły. Gotowa znów opuszczam mieszkanie. Zachaczam o sklep i idę chodnikiem. Przed wejściem jak zwykle czekają moi przyjaciele - Megs i Vinny.
- Cześć.-witam się i w tym momencie dzwonek oznajmia pierwszą lekcje.
***
Zmęczona wolno wchodzę po schodach. Zamykam drzwi pokoju i pierwsze co to padam na łóżko. Mój telefon wibruje oznajmiając o nowej wiadomości. Unoszę biodro i wyciągam go z kieszeni.
'Będę w domu później' - Czyli już tradycyjna wiadomośc od ojca.
Wzdycham i blokuję urządzenie. Miło,że mnie powiadomił. Kiedy zdaję sobie sprawę, że jutro mam test z biologii podnoszę się od razu.
-Cholera.-klnę pod nosem. Siadam przy biurku i rozpakowuję torbę. Będzie ciekawa noc - wyrokuje biorąc pod uwagę ile mam materiału do powtórki. Zacznę za chwilę. Najpierw pójdę po coś słodkiego i herbatę, planuję. Kiedy jestem na dole mój telefon znów wibruje, tym razem informując o wiadomości od przyjaciółki. Opisuję jej w smsie zakres nauki na biologię. Sypię do kubka cukier i wracam do siebie. Jako iż wszystkiego jest za dużo stwierdzam, że nauczę się najważniejszego. Ważne, żeby zdać. Robię notatki z podstawowych zagadnień i trochę je rozpisuję. Najgorsze jednak dopiero przede mną. Opieram łokieć o blat i w takiej pozycji uczę się. W końcu cierpnę. Upijam łyka letniej już herbaty, a potem następnego. Marszczę brwi , trochę kartek leży już zapisanych. Nie mam ochoty się uczyć. Z reszty zrobię sciągę. Biorę odpowiednie karteczki i właśnie za to się zabieram - prosty sposób, żeby zdać. I tak nigdy mi się to w życiu nie przyda. Obklejam to taśmą i chowam do zeszytu.
Czyli biologia załatwiona. Lekcje spisze się jutro od kogoś. Spokojnie zabieram się za czekoladę, przy okazji sprawdzając portale społecznościowe. W łazience nalewam wody do wanny i pachnącego kakałem płynu. Po długiej i przyjemnej kąpieli ubieram się w pizame i kladę do łóżka. Nie potrzeba wiele czasu bym zasnęła.
Wzdycham i blokuję urządzenie. Miło,że mnie powiadomił. Kiedy zdaję sobie sprawę, że jutro mam test z biologii podnoszę się od razu.
-Cholera.-klnę pod nosem. Siadam przy biurku i rozpakowuję torbę. Będzie ciekawa noc - wyrokuje biorąc pod uwagę ile mam materiału do powtórki. Zacznę za chwilę. Najpierw pójdę po coś słodkiego i herbatę, planuję. Kiedy jestem na dole mój telefon znów wibruje, tym razem informując o wiadomości od przyjaciółki. Opisuję jej w smsie zakres nauki na biologię. Sypię do kubka cukier i wracam do siebie. Jako iż wszystkiego jest za dużo stwierdzam, że nauczę się najważniejszego. Ważne, żeby zdać. Robię notatki z podstawowych zagadnień i trochę je rozpisuję. Najgorsze jednak dopiero przede mną. Opieram łokieć o blat i w takiej pozycji uczę się. W końcu cierpnę. Upijam łyka letniej już herbaty, a potem następnego. Marszczę brwi , trochę kartek leży już zapisanych. Nie mam ochoty się uczyć. Z reszty zrobię sciągę. Biorę odpowiednie karteczki i właśnie za to się zabieram - prosty sposób, żeby zdać. I tak nigdy mi się to w życiu nie przyda. Obklejam to taśmą i chowam do zeszytu.
Czyli biologia załatwiona. Lekcje spisze się jutro od kogoś. Spokojnie zabieram się za czekoladę, przy okazji sprawdzając portale społecznościowe. W łazience nalewam wody do wanny i pachnącego kakałem płynu. Po długiej i przyjemnej kąpieli ubieram się w pizame i kladę do łóżka. Nie potrzeba wiele czasu bym zasnęła.
Prolog
Kolejny raz sprawdzam obliczenia, które niestety okazują się być poprawne. Mamy sto tysięcy funtów zadłużenia tylko u jednej firmy, a co dopiero mówić o reszcie. Ujmując, jesteśmy w dupie Długopisem stukam o blat biurka. Nie ma szans , że z tego wyjdę zbyt szybko, jeśli w ogóle. Zabieram się za kolejne papiery, lepiej wiedzieć na czym się stoi. Pojawiają się następne , szokujące liczby. Pożyczki nie dostanę, a po pierwszą spłatę przychodzą jutro. Muszę zacząć myśleć. Przesuwam dłonią po brodzie i wygodniej opieram się na fotelu. Musi być jakiś sposób. Jedyne co mi przychodzi na myśl to kolejna pożyczka, bo dodatkowa praca nic nie pomoże. W kwestie wchodzą zbyt wielkie sumy. Problem nie zostaje rozwiązany, nikt nie zaufa człokiekowi z takimi długami. Z rozmyśleń wyrywa mnie walenie do drzwi. Marszczę brwi, podnosząc się. Wychodzę z biura i kieruję się na dół, aby otworzyć. Moim oczom ukazują się goście, którzy powinni pojawić się dopiero jutro.
-Krótka piłka Grey, masz pieniądze?
-Mieliście być jutro.-zaciskam dłoń na klamce.
-Terminy nas gonią. Masz, czy nie?
-Nie, ale na jutro...
-Będzie, że na za dwa dni? Znam te sztuczki, Richard - kiwa głową, a dwójka jego ludzi wymija mnie i idzie na górę.
-Co ty robisz?-zadaję pytanie, bojąc się, że idą po sprzęt lub inne kosztowne przedmioty.
-Masz trzy dni na spłatę dwóch rat, inaczej pożegnasz się z córką i to ona zacznie na ciebie zarabiać. Z tego co pamiętam nie wygląda najgorszej...
- Nie dam rady aż dwóch!-potrząsam głową. Z jedną mam ogromny problem. Nie mogę pozwolić, by zrobili coś Mayi. Stracę ją tak jak żonę, przez długi.
-A co mnie to obchodzi? Przypomnę ci, że to ja tutaj rozdaje karty Grey - syczy - Możesz temu zapobiec.
Potrząsam jedynie głową. Ściska mnie w środku, z nerwów. Z tymi ludźmi nie ma żartów. Muszę zacząć myśleć skąd wziąć pieniądze, Irwin nigdy nie żartuje. A myśl, że Maya miała by płacić za moje czyny jest nie do zniesienia. Właściwie to nawet nie wiem gdzie ona teraz jest. Myśli ciągną do jednego: kto mi pożyczy? Nie ma chyba już takiej osoby, mam długi u zbyt wielu osób. Może jakiś znajomy znajomego... Nie mam pojęcia. Musze popytać, życie Mayi jest zbyt cenne. Na moim żywocie również mi zależy. Szloch córki zakłóca moje myśli. Przenoszę wzrok na schody, a potem na mężczyznę. Ruszam w stronę z której dochodzi dźwięk płaczu. Po chwili wspinam się po schodach, a potem wchodzę do pokoju. Akurat w tym momencie brunet uderza Maye w brzuch. Z jej nadgarstka leci krew. Dziewczyna z jękiem zwija się , a ja nie mam sił by zaprotestować.
-Właśnie tak będzie codziennie, jeśli nie załatwisz kasy, a właściwie to tylko rozgrzewka - Słyszę za sobą. Nastęnie cała trójka opuszcza dom. Córka siada na brzegu łóżka kurczowo trzymając się za brzuch. Odwracam się i idę do biura.
Teraz potrzebuje pieniędzy żeby nam pomóc.
-Krótka piłka Grey, masz pieniądze?
-Mieliście być jutro.-zaciskam dłoń na klamce.
-Terminy nas gonią. Masz, czy nie?
-Nie, ale na jutro...
-Będzie, że na za dwa dni? Znam te sztuczki, Richard - kiwa głową, a dwójka jego ludzi wymija mnie i idzie na górę.
-Co ty robisz?-zadaję pytanie, bojąc się, że idą po sprzęt lub inne kosztowne przedmioty.
-Masz trzy dni na spłatę dwóch rat, inaczej pożegnasz się z córką i to ona zacznie na ciebie zarabiać. Z tego co pamiętam nie wygląda najgorszej...
- Nie dam rady aż dwóch!-potrząsam głową. Z jedną mam ogromny problem. Nie mogę pozwolić, by zrobili coś Mayi. Stracę ją tak jak żonę, przez długi.
-A co mnie to obchodzi? Przypomnę ci, że to ja tutaj rozdaje karty Grey - syczy - Możesz temu zapobiec.
Potrząsam jedynie głową. Ściska mnie w środku, z nerwów. Z tymi ludźmi nie ma żartów. Muszę zacząć myśleć skąd wziąć pieniądze, Irwin nigdy nie żartuje. A myśl, że Maya miała by płacić za moje czyny jest nie do zniesienia. Właściwie to nawet nie wiem gdzie ona teraz jest. Myśli ciągną do jednego: kto mi pożyczy? Nie ma chyba już takiej osoby, mam długi u zbyt wielu osób. Może jakiś znajomy znajomego... Nie mam pojęcia. Musze popytać, życie Mayi jest zbyt cenne. Na moim żywocie również mi zależy. Szloch córki zakłóca moje myśli. Przenoszę wzrok na schody, a potem na mężczyznę. Ruszam w stronę z której dochodzi dźwięk płaczu. Po chwili wspinam się po schodach, a potem wchodzę do pokoju. Akurat w tym momencie brunet uderza Maye w brzuch. Z jej nadgarstka leci krew. Dziewczyna z jękiem zwija się , a ja nie mam sił by zaprotestować.
-Właśnie tak będzie codziennie, jeśli nie załatwisz kasy, a właściwie to tylko rozgrzewka - Słyszę za sobą. Nastęnie cała trójka opuszcza dom. Córka siada na brzegu łóżka kurczowo trzymając się za brzuch. Odwracam się i idę do biura.
Teraz potrzebuje pieniędzy żeby nam pomóc.
Subskrybuj:
Posty (Atom)