sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 2



Ubrana schodzę na dół, po jabłko a potem tradycyjnie ruszam do szkoły. Zjadam owoc po drodze. Ogryzek wyrzucam już w koszu, który znajduje się na terenie szkoły. V. klepie mnie w plecy, gdy podchodzi.

- Siema Maya!

- Cześć - odpowiadam.

- Wiesz, że cię cenię, nie?

- Co jest? - unoszę brew, mógłby się w końcu nauczyć walić prosto z mostu.

- Umiesz na biologię...?-patrzy na mnie błagalnie.

- Ze ściągami tak, bez nich niezbyt...

-Podpowiadaj mi, proszę!

- Widzieliście nowych?!-krzyczy Meggie od drzwi.

- Nie było okazji - cmokam.

-Dozgonną wdzięczność.-odpowiada chłopak.

- Gorące chłopaki to są.-informuje ona.

- Skoro tak twierdzisz - wywracam oczami. Megs zawsze miała wręcz odwrotny do mnie gust.

- Mają być na wyścigach, idziemy?

- Ja jestem na tak - mówię od razu, przyda się jakaś odskocznia od ostatnich wydarzeń. Patrzą na mnie zdziwieni. Chłopak wzrusza ramionami i idziemy na lekcje.




***




Ruszam chodnikiem do domu. Z pracy klasowej będzie minimum trzy. Musi być, skoro połowę spisałam ze ściągi. Co jak co, ale ten nauczyciel do bystrych nie należy. Nawet udało mi się pomóc Vinny'emu. Skręcam w stronę domu. Jeszcze tylko kawałek i będę mogła odpocząć. Żadnych zapowiedzianych sprawdzianów nie ma. Kiedy ktoś próbuje mnie wciągnąć w jakąś uliczkę zaczynam uciekać, jednak wiele mi to nie daje. Parę metrów dalej zostaje zaciągnięta tam siłą. Wyrywam się, a serce mi wali. Co się dzieje?! Zostaje przyciśnięta do ściany. Uderzam napastnika na oślep i wołam pomocy, a ten zasłania mi usta.

- Siedź cicho mała kurwo - syczy Oczy mi się powiększają ze strachu. Tym razem kopię.

- Do cholery, Grey! Przestań się ruszać, albo zginiesz marnie, rozumiesz?! - rozrywa moją koszulkę.Zna mnie! Skąd mnie zna?! Myśl, pojebańcu, że cię posłucham! Ciąglę się szarpię. Muszę uciec.Zadaje mi siarczysty policzek, a potem wyciąga nóż.Zaczynam płakać. Zabije mnie!

- Siedź cicho! - wrzeszczy a nóż podsuwa pod moje gardło. Oddycham z trudem. Boję się nawet drgnąć. Jak to możliwe?!Kiedy próbuje posunąć się dalej, ktoś go odpycha.

Nie ma na co czekać!-krzyczy do mnie mój własny mózg.

Ruszam biegiem.

- Hej!-ignoruję to wołanie, ale wacham się. Góra mojego ubrania jest w strzępach. Trzęsę się.- Zatrzymaj się! Jakiś wewnętrzny głos kłóci się z myślami. Staję w miejscu i się odwracam.- Nic ci nie zrobił? - podbiega do mnie brunet, dość wysoki.

Kręcę głową na nie i obejmuję się.

- To akurat dobrze. Odprowadzić cię?

- Nie musisz.-odzyskuję głos.

-Dziękuję.

- Nie ma za co - uśmiecha się lekko - i tak to zrobię.

Jak ja teraz muszę wyglądać?! Jak jakaś dziwka, zapłakana i w rozdartym ubraniu. Odwracam od niego wzrok.

- Właśnie! jaki ze mnie idiota - drapie się po głowie - Anthony jestem. Prawie się uśmiecham i kiwam głową, a on ściąga swoją bluzę i podaje mi ją. Po chwili ją chwytam. Znów dziękuję, pomrukiem. Zakładam na siebie pachnący materiał.

-Teraz się zgodzisz, żebym cię odprowadził?

-To twoje hobby?-pytam słabo i ruszam. Przekonały mnie te brązowe oczy.

-Po prostu lubię pomagać - wzrusza ramionami Chodzący bohater?

- Jestem wdzięczna.-zapewniam. Bardzo.

-Nie masz za co, serio. Tylko nie płacz, okay?

- Okay. Tobie nic nie jest?

-Jestem profesjonalistą, skarbie - śmieje się, a ja marszczę brwi.

- Dorabiasz tak czy coś?

-Dowiesz się w swoim czasie - odpowiada, a parę kroków dalej stajemy - pod domem

-Co?-dziwię się.

-Do zobaczenia, Maya! - Mówi oddalając się.

-Cześć.-ruszam do drzwi. Czekaj.- Czekaj!- Krzyczę, jednak on tylko przyspiesza kroku i znika za budynkami. On też mnie znał? Jak to? Mam jego bluzę... Gubię się w tym wszystkim. Potrójnie zmęczona wchodzę do domu. Ruszam schodami na górę i rzucam się na łóżko. Wkopuję się pod kołdrę i tak zastygam. Wykończona zasypiam bardzo szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz