sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 4



Odkluczam drzwi i wpuszczam przyjaciółkę pierwszą do mieszkania.
Ściągam buty po zamknięciu drzwi.
Obie ruszamy na górę.
- O której to się zaczyna?-pytam , gdy jesteśmy w moim pokoju.
-Za półtorej godziny przyjdzie po nas Vinny - odpowiada siadając na łóżku.
Rzucam torbę przy drzwiach i zajmuję krzesło.
- W końcu weekend.-oddycham z ulgą.
-Czas się rozerwać - klaszcze w dłonie
Zaczynam się śmiać, bo wyścigi to od dłuższego czasu nasz największy wypad.
-Ty lepiej zacznij myśleć nad tegorocznym melanżem, w końcu osiemnastka wybija - szczerzy się
-Ty będziesz jeszcze niepełnoletnia, więc na co liczysz? - W odpowiedzi wybucha śmiechem. Staram się zachować powagę, ale nie wytrzymuję z tym długo.
-Mamy niewiele czasu na wyszykowanie ciebie, Grey - kręci głową i podchodzi do szafy.
-Tak mi wygodnie. -zauważam.- Ale działaj.
Zaczyna przeszukiwać moja szafę i wyciąga z niej czarną, krótką sukienkę. Czekam , aż znajdzie coś na dzisiaj, jednak ona zabiera się już za buty.
- Jednak nic?
-Co?- Unosi brew biorąc do ręki parę szpilek tego samego koloru co sukienka.
-E...Po co ci sukienka?
-Bo w to się ubierasz?
-Posrało cię?-unoszę brwi.
-Ty wiesz kto się dzisiaj ściga?!
-Nie.-wzruszam ramionami.
-Właśnie dlatego ubierzesz się tak bez zbędnych pytań.
-Nie ubiorę sukienki, bo ja ich nie noszę!
-Raz w życiu byś mnie posłuchała, to nie! Później będziesz żałować, że taka okazja przejdzie koło nosa! - zdenerwowana wraca do przeszukiwania szafy. Opieram łokieć o blat.
-A ty ?
-To załatwię na spokojnie, ubrania leżą w plecaku. Najpierw ty - wyciąga czarne rurki i biały crop top.
-Lepiej!-stwierdzam od razu.
-Nie...
-Tak, tak.-podchodzę do niej po ubrania.
-Za to z makijażem się nie kłócisz - stawia warunek.
- Nieee...-przęciągam, odchylając głowę.- Powiedz mi, po co?
-Czy ty zaczniesz mnie kiedyś słuchać?
- Nie umówiłaś mnie z nikim, nie?-robię się podejzliwa.
-Jeszcze nie, ale będą tam osoby które na pewno wpadną ci w oko.
- Matko, Megan! -zakrywam twarz dłonią.- Mnie jest dobrze tak jak jest.
-Zaufaj mi na słowo i idź się już przebrać!-grzecznie robię to co mówi. Za jakie grzechy?-śmieję się w duchu.
Przebrana pokazuję jej się.
-W sukience byłoby lepiej, ale tak też jest okay - stwierdza, a potem z plecaka wyciąga kosmetyczkę.
- Miałaś lalki jak byłaś mała?-pytam z czystej ciekawości.
-każda dziewczynka je miała - wywraca oczami i gestem ręki pokazuje mi, żebym usiadła
Znów wykonuję polecenie.
-Tylko ty zamiast z tego wyrosnąć , bawisz się teraz ludźmi. Mną dokładniej.
-Śmieszne - wywraca.oczami - Chcę, żebyś jakoś wyglądała, to źle?
-Czyli na codzień nie wyglądam jakoś?
-Dzisiaj chodzi o wyścigi, a ty pewnie założyła byś bluzę, swoją drogą, teraz kupujesz męskie? - wyciąga tusz do rzęs.
-Równie śmieszne! Nie rób ze mnie chłopaka, bo ja zrobie z ciebie lafirynde.-cmokam.
-Męskie bluzy zabiera się chłopakom, nie kupuje skarbie - robi to samo co ja i kiedy kończy zabawę z tuszem zabiera się za resztę. Właśnie! Bluza Anthonyego! Nie, nie myślę o tym.
- Długo jeszcze?
-Chwilę wytrzymasz.
Czekam , aż skończy. Oby nie przesadziła.
***
Pokonujemy ostatni zakręt, a moim oczom ukazuje się znajomy widok.
Niby znajomy, kojarzę budynek ale dzisiaj zupełnie inny. Masa ludzi i samochodów.
- Myślicie, że dostaniemy piwo?-wypalam.
-Jesteś głupia, jeśli Myślałaś, że nie - stwierdza V.
Dostaje kuksańca w bok, a po tym wywracam oczami. Nie mam ochoty dzisiaj się martwić.
-Patrz w stronę motorów. - Poleca Megs, więc szukam wzrokiem głównej atrakcji. Ruszamy właśnie w tamtą stronę. Naprawdę mam ochotę coś wypić.
Vinny oddala się od nas - Nie wnikam gdzie, bo po chwili chłopak znika między ludźmi.
-Podziwiaj, teraz startują najlepsi - podkreśla ostatnie słowo. Kręcę głową i szukam spojrzeniem kierowców.
Na moje oko nie ma tu nikogo specjalnego - Właśnie tak myślę, do póki nie zauważam Anthonyego, a przy nim blondyna z parku i jakiegoś mulata. Łapię się przyjaciółki. To już bardzo dziwne.
-Patrz - pokazuje w prawo - Alex i Elyar. Nowi, nieźli, co nie?
-Myhym.-rzucam na odczepnego.
-Coś się stało? - Słyszę obok ucha głos Vinny'ego.
-Nie?-potrząsam głową, a serce trochę przyśpiesza. Blondyn podaje nam piwa, a motocykliści ustawiają się na starcie. Z uśmiechem unoszę swoją butelkę do ust. Na początek się krzywię, nie piję dużo. Jeden z mężczyzn wysuwa się na prowadzenie, przez co M uśmiecha się szerzej. Skoro ona mu kibicuje... To ja zacznę drugiemu. Dla wyrównania szans. Wszyscy znikają tymczasowo z naszego pola widzenia. Upijam sporego łyka. Choćbym wróciła do domu upita, ojciec nie zwróci na to uwagi. To już najwyższy czas na alkohol. Połowa butelki znika już po chwili. Kiedy odwracam wzrok zauważam, że brunet który niedawno mi pomógł Przygląda się mojej twarzy. Spokojnie przekręcam się tak , by mu to utrudnić. Liczę, że mnie nie pozna, jeśli jeszcze tego nie zrobił. Czy ten wyścig już się skończył? Wszyscy nadal stoją jak stali, więc pewnie musimy czekać. To zaskakująco nudne, nie mam pojęcia co ludzie w tym widzą. Dopiero po paru sekundach na horyzoncie pojawiają się zawodnicy. Mrużę oczy , żeby lepiej widzieć. Potem wszystko dzieje się szybko. Motory przekraczają linie mety. Prędkość jazdy jest niesamowita! Adrenalina udziela się nawet mi. Po ściągnięciu kasku okazuje się, że zwycięzcą jest niebieskooki. Podchodzi do niego ta sama grupka, która towarzyszyła mu przed wyścigiem.
Ludzie wiwatują i wykrzykują słowa których nie rozumiem. To jeden wielki hałas. Sama również gratuluję okrzykiem. Moment później wszyscy schodzą z toru robiąc miejsce innym.
- To było super!-stwierdzam rozradowana.
-To było do przewidzenia - poprawia mnie Blondyn
- Przestań mnie pouczać!-śmieję sie.- Ja widziałam to pierwszy raz!
-Znając życie nie ostatni - cmoka ustami Megs.
- No.-ponownie unoszę butelkę do ust. Już nie jest takie złe.
- Zaraz wracam - V znów znika w tłumie
-Ciśnie go ?-unoszę brew na dziewczynę.
-Zamiast się nad tym zastanawiać zobacz kto idzie w naszą stronę
- Pójdziemy w przeciwną?-nie odwracam się. Nie Anthony, nie on.
-Ty pójdziesz ze mną - Nie znam tego głosu, a nie mam pojęcia czyja dłoń zaciska się na moim nadgarstku.
- Nigdzie nie idę!-zaprzeczam walecznie i próbuję wyrwać rękę.
-Wolisz zginąć tutaj? - M od razu znika gdzieś w tłumie - Pójdziesz ze mną czy tego chcesz, czy nie - ciągnie mnie w tył
Butelka wypada mi z dłoni. Błagam, nie znowu. Już nigdy więcej nie zgrzeszę!
-Odwal się!-krzyczę.
-Ucisz się, jeśli życie ci miłe. - przerzuca mnie sobie przez ramię i rusza dalej - Słuchaj, ja jestem ten dobry, na razie tyle ci wystarczy wiedzieć.
- Nie sądze , że ci dobrzy porywają przypadkowe dziewczyny.-burczę. Nie mam jak się wykręcić.
-Nie przypadkowe. I to nie jest porwanie, tylko pomoc, Grey. - Otwiera drzwi do samochodu i stawia mnie na ziemi, staje tak, że jedyne co mogę zrobić to wsiąść.
I tak zastanawiam się co zrobić.
- Ja cię nie znam.
-Ale Anthonego znasz. Zrozum do cholery, że jeśli w ciągu minuty stąd nie pojedziemy, będziesz w dupie! -po tych słowach wsiadam. Gorzej być nie może , nie? Blondyn rusza z piskiem opon.
- Wytłumacz mi to.-marszczę brwi.
-Później
- Chyba tak dobrze się nie znamy!
-Chcesz wysiąść i zginąć? Jak nie, to siedź chwilę cicho.- mówi zirytowany. Chwilę wytrzymam. Mogę go dokładnie obejrzeć. Blond włosy postawione są na żel. W jego wardze znajduje się kolczyk. Skórzana kurtka opina się na jego szerokich ramionach. Przechylam głowę w bok, kiedy jego telefon dzwoni. Nie zmniejsza prędkości patrząc na niego. Prawdopodobnie odrzuca połączenie. Rozmyślam nad jego wiekiem. Na pewno nie ma osiemnastu lat, to widzę na pierwszy rzut oka. Strzelałabym na dwadzieścia cztery. Kiedy zatrzymujemy się gwałtownie domyślam się, że jesteśmy na miejscu. Dobra, teraz łapie mnie strach.
-Wysiadaj - poleca otwierając mi drzwi. Wydostaję się z auta.
Teraz mam dwa wyjścia: uciekać, albo iść z nim. Gorsze jest to, że nie chce mi się biec. Zostaje mi "zaufać" mu. Kieruję się za nim.
-Za dwie do trzech godzin wrócisz do siebie - informuje
-Jakiś ty łaskawy.
-Kurwa, Maya próbuję ci pomoc. To co masz na ręce to wyrok śmierci. Twój ojciec jest po uszy w gównie, a ty na tym ucierpisz. Chcesz, idź. Nie musisz przyjmować mojej pomocy!
-Jak chcesz mi pomóc to to cofnij.-prosze słabym głosem, ściskając wspomnianą rękę.
-Wolisz słuchać kłamstw?
-Nie...
-Więc powiem Ci coś, czego on nie odważy się wspomnieć. Ma w chuj długów, co się z tym wiąże, problemów. Nie ma pieniędzy na spłatę, a kiedy będą ci coś robić odwróci się, bo ważne, że to nie on cierpi. -po chwili przemyśleń stwierdzam, że on to wie. Taka jest prawda, ale nie będę płakać.
-Więc przyjdziesz moja pomoc bez zbędnego pierdolenia?
- Jak masz na imię?
- Luke
-Dziękuję, Luke.- Domyślam się, że naprawde jest za co. Może się odczepi?
-Jeszcze nie masz za co.
-Za to, że za jakiś czas mogę wrócić do domu.-marszczę nos.
-Myślisz, że mam po co cie tu trzymać? Uwierz mi na słowo, że teraz musisz mieć oczy dookoła głowy dzięki ojcu.
-Ale to nie moja wina.
-Rodziny się nie wybiera. - Sumuje, a ja uśmiecham się krzywo.
-... A spierdolic życie najlepiej potrafią najbliżsi - dodaje ruszając w stronę jakiegoś pomieszczeniau
Nie wiem co mam zrobić, więc tak stoję.
***
Auto zatrzymuje się pod moim domem. Otwieram drzwi, żeby wysiąść.
-Cześć.-rzucam i ruszam do celu tej podróży.
-Uważaj na siebie! - Tymi słowami mnie żegna, a potem odjeżdża.
W środku zdejmuję buty. Podczas wchodzenia na górę piszę do M.

' Masz przejebane, słońce.'

' odjechałaś z największym przystojniakiem z wyścigów i jeszcze narzekasz?!'

' Zostawiłaś mnie z nim! ' Po odpisaniu zmywam makijaż.

'też byś to zrobiła na moim miejscu' Wciągam piżamę i idę do łóżka.

'nawet nie wiesz ile się działo' wysyłam.

Przytulam się do poduszki i po kilku dłuższych chwilach, bez odczytywania odpowiedzi, zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz